Temat się sprowadza w zasadzie do zasobności portfela I związanego z tym polskiego ubolewania.
Nie wypowiadam się w kwestiach F01, bo mnie na nie nie stać. Zatem nie kupuję I nie żałuję, że się silnik skończy teraz czy później. Ale jeżeli kupuje inne auto nowe, które mam zamiar zmienić po dwóch, czy trzech latach, kiedy nakręcę 60 tyś km, również nie interesuje mnie czy się silnik skończy, bo mam gwarancję.
Noszę siły na zamiary I zupełnie nie martwi mnie, co się będzie działo po gwarancji. Z tego założenia wychodzą dzisiejsi wszyscy konstruktorzy aut I nie ma w tym nic złego, bo też chcą z czegoś żyć.
Najbardziej marudzą niestety Polacy jakie to BMW jest kiepskie, bo nie można zarzynać 10 letnich aut do niebotycznych przebiegów, a kiedyś można było I Kowalski mógł sobie je kupić za 1/10 ceny. Wreszcie producenci poszli po rozum do głowy I jako inżynier się do tego przychylam, biznes musi się kręcić, a ludzie muszą mieć pracę. A to, że nie kupię sobie F01 ani teraz, ani nigdy jakoś specjalnie mnie nie boli.
Chłopaki, którzy kupili tutaj F01 liczą się z tym, że jak coś padnie pójdą w koszta, albo sprzedadzą auto uszkodzone. Mają na to pokrycie I nie ubolewają, takie podjęli ryzyko. Jak zawsze narzekają Ci, którzy tego auta nie mają.
Jednakże jest to auto podwyższonego ryzyka I chyba każdy dorosły człowiek zdaje sobie z tego sprawę.
Pracuję w Warszawie I widuję dużo BMW serii F, widać jeżdżą i koła się kręcą. Nie wszyscy na miłość boską muszą jeździć BMW, jakoś tak do Polaka się przykleiło, że postaw się, a zastaw się. Mam dużo znajomych inżynierów na całym świece z racji pracy w korpo, I naprawdę nieliczni jeżdżą BMW. A zarabiają grube pieniądze, oczywiście jak na inżyniering. Nikt rozsądny nie pozwoli sobie na jeżdżenie współczesnym skomplikowanym autem po gwarancji, a kupić takie auto nowe może tylko ten, kto wlicza motoryzację do swojego hobby...I pracuje w korpo za granicą :)