Nie wiem już sam. W sumie nic nie wymieniałem z takich rzeczy jak wisco czy termostat bo nic się nie działo takiego żeby była potrzeba. Temperatura zawsze w połowie i było ok wisco latem dudniało. Rano zawsze jak auto zimne odpalam to też wisco pochula po postoju nocnym objaw sprawnego z tego co wiem. Znowu dziś próby i tak w ciągu dnia na zimnym silniku zaglądałem do zbiorniczka to płyn wzrokowo było widać. Ile dokładnie nie wiem bo mam połamany pływak. Koleszka mi go załatwił. Poziom był gdzieś tak w połowie zbiorniczka, komunikaktów o za niskim stanie nie było więc nie dolewałem bo uznałem że ok. Strasznie jak już pisałem leciała para i wystarczyło przegazować auto na postoju a powietrze z odpowietrznika znowu leciało. Wyjechałem więc znowu w traskę i temperatura w teście podczas jazdy z prędkoscią około 150 km/h na odcinku 25km ciągle oscylowała w granicach 98 do 108 stopni chyba dużo. Zatrzymałem się na parkingu CPN a temperatura wskoczyła na 115 stopni! odkręciłęm odpowietrznik to już sama para dawała. Zgasiłem auto poczekałem chwilkę opadła i wróciłem do domu ze wskazaniami do 108 stopni nie więcej. Węże wtedy zrobiły się twardsze i fukało mnustwo powietrza. Dodam ze ani wentylator elektryczny ani wisco nawet nie mukneło przy 115 stopnich. Myślę sobie porażka. Po dojechaniu do domu zgasiłem auto odkręciłem korek wlewu w chłodnicy dolałem płynu do praktycznie maksa, zakręciłem odpaliłem i czekam. Temperatura opadła na 104 stopnie wentylator elektryczny włączał się cyklicznie co jakieś 2 min z maksymalną prędkością. Temperatura nie wchodziła wyżej niż 104 stopnie. Odkręciłem odpowietrznik i odziwo nie poszło praktycznie wcale powietrze tylko płyn. Myślę sobie ciekawe co będzie jak pogazuje. Zdesperowany dałem jej na postoju bardzo mocno w papę. Po zejściu na wolne obroty słyszę wisco chula. Dałem gazu to wkońcu usłyszałem dzwięk prawdziwej wiscozy. Pociągnęla całe stado kurzu z garażu. Temperatura w maksymalnej chwili miała 104 stopnie minimalna po ostrym gazowaniu wynosiła 100 stopni. No to z usmiechem lecz z niepewnością idę do odpowietrznika i odkręcam i co a no nic czysty płyn poleciał no moze jeden malutki bombelek sie zaplątał. Auto sie odpowietrzyło odziwo. Jakim cudem za mało było płynu? Ubyło go przez moje wszystkie odpowietrzenia niby mało wyganiało i płyn w zbiorniczku było wdać ze jest to i tak było go za mało? Teraz ciekawe co będzzie jutro po ponownym rozgrzaniu auta i odkręceniu odpowietrznika. Może to przez ten zakichany korek jednak zasysa powietrze w ciągu nocy jak auto stygnie i sie codziennie zapowietrza? Jutro mam nowy mieć to i tak zmienię. Co Wy na to?