W E85 mam staruszka M54B25. Dupy nie urywa i szału nie robi, ale cągnie równo od samego dołu do odcinki i można się naprawdę tym ubawić po pachy. Zięć ma E89 z N20B20 napompowanego do 245 koni. Owszem zapierdziela toto ale musi widzieć czerwone pole obrotomierza. Od dołu ten silnik nie żyje zwyczajnie. Więc po co takie coś do rekreacyjnej jazdy się zapytam ?. I teraz jeszcze dochodzi problem bo żyją średnio do 100.000, a juz ma z 70 nakulane. Zbliża się więc albo czas wymiany, albo pokaże kopyto z boku zaraz. Mógł bym pisać takie porównania z 5 stron tylko po co ?. To niczego i tak nie zmieni. Moje M54B25 ma u mnie dożywocie. To samo M57. To są jeszcze auta z silnikami które dają naprawdę dużo frajdy, nie rujnują budżetu, i nie znam wszelkich okolicznych mechaników z imienia, nazwiska i ksywki. Powiecie jakiś pierdolnięty bo babcie po 14 lat trzyma i nie zamierza zmieniać. Może i tak jest, ale ja lubię po prostu auta które jeżdżą na kołach, a nie na lawecie. Które stoją w garażu, a nie u mechaników w warsztacie. Serwis czego tylko się da robię sam. Czym mniej mechaników w nie łapki wkłada tym lepiej, o czym się już też nie raz przekonałem. A trochę się ubrudzić raz na jakiś czas nie zaszkodzi. Teraz kolega kupił i montuje podnośnik dla własnych celów więc w ogóle sielanka będzie.