Trochę kontrowersyjne. Wszystko obiło się o to, że wiadomo było, że mocno przekroczył prędkość, ale nie wiadomo było o ile, więc system się "wysypał" i uznano go niewinnym.
To chyba dość podstawowa zasada - jeżeli nie jesteś w stanie udowodnić winy, to domniemywa się niewinność. Nawet jeżeli 'wiadomo było'...
W sumie to chyba obecnie polska policja nie posiada urządzenia, które wiarygodnie mierzy prędkość. Iskra to wiadomo, ultralyte mierzy nie wiadomo co, wideorejestratory w radiowozach nie mierzą prędkości pojazdu tylko radiowozu. Jak tak sobie myślę to jedyna wiarygodna opcja to jakaś forma fotopułapki, 2 kamery w odległości 100m i czas przejazdu daje się ustalić.
No, chyba, że ktoś wymyśli radar, który policzy różnicę między prędkością radiowozu a różnicą prędkości radiowozu i pojazdu.
Przynajmniej wiadomo jak "można" się bronić jak nas nagrają :)