Witam.
Byłem dziś na ustawianiu zbieżności w mojej E65 po raz drugi, bo po pierwszym ustawieniu miałem krzywo kierownice i mechanik w dalszym ciągu niestety nie wiedział jak się do tego zabrać. Przez 1,5 godz. mocował się z dwoma innymi, których wezwał na pomoc, żeby ustawić kąt w przednim zawieszeniu. Poluzował trzy nakrętki na kielichu amortyzatora, a dwóch jego kolegów odciągało koło, potem dokręcał i sprawdzał, ale nic się nie zmieniało i tak kilka razy. Po pewnym czasie wpadł na pomysł żeby odkręcić wszystkie nakrętki w tym jedną taką małą śrubkę na klucz imbusowy (za pierwszym razem tego nie zrobił, ale uważał że wszystko jest ustawione poprawnie), o dziwo coś się udało mu przestawić, ale już owej małej śrubki nie mógł wkręcić na miejsce bo było widać tylko połowę otworu.
Powiedział mi że to normalne i tak się robi, a śrubkę podarował mi na pamiątkę. Następnie kazał mi i jego dwóm kolegą wsiąść do auta żeby je dociążyć bo gdzieś wyczytał że podczas ustawiania w aucie muszą siedzieć trzy osoby po 75kg (za pierwszym razem również tego nie robił i uważał że wszystko jest ok).
W rezultacie wyszło tak że kierownica dalej jest krzywo, w warsztacie spędziłem łącznie jakieś 4 godziny, a auto według mnie nie jeździ tak jak jeździło.
Czy to możliwe że tak to się robi, że zostają jakieś części, bo według mnie raczej nie powinno tak być, a cała ta jego procedura to błądzenie po omacku i liczenie że może się uda.