Witajcie. Betylda od wczoraj na chorobowym, czeka w kolejce do mojego zaznajomionego mechanika.
Zaczęło się tydzień temu, tak po prostu.
Dopóki jechałem - temperatura idealnie na środku, jak zazwyczaj.
Stanąłem na kilka minut w korku. Temperatura urosła do 1 kreski, chwilę tak postała, po czym spadła - pomyślałem, że ok.
Jakiś czas później znowu staję - temperatura do 1 kreski, chwilę tak postała, ale nieco dłużej i spadła szybciutko - ok, przecież jest cholernie gorąco.
Następnego dnia jadę - normalka, środek, co do milimetra. Stanąłem na dwie minuty w korku (po dłuższej jeździe) - temperatura wychyliła się do czerwonego pola, ale po chwili wróciła do normy. I do tej pory wszystko było za dnia, ale wczoraj, godz. 22 - korek na wylotówce, po 50km musiałem stanąć, bo się zator mały zrobił. wiadomo, korek, start, hamulec, start, hamulec.. Ale zdążyłem dwa razy tak zrobić i zjechałem na pobocze, bo weszło na czerwone pole i nie chciało zejść ani milimetr. Kontrolka przy okazji utwierdziła mnie w przekonaniu, że robię dobrze (kuhlwassertemp ;))
od razu wyłączony i ogrzewanie na max i tu niespodzianka - chłodne leci. Więc maska w górę, w międzyczasie wyłączyłem ogrzewanie (zawsze jak staję to biorę kluczyki odruchowo do kieszeni).
Spostrzeżenia ok. 5 minut po zatrzymaniu się: oba przewody od chłodnicy gorące. GORĄCE. poziom płynu w zbiorniczku - pod korkiem (lałem na zimnym do strzałki, poczatkowo myślałem, że to przez to, naiwnie). Przy termostacie przy łączeniu węża z powyższym - para wylatuje spod obejmy (ciśnienie robi swoje), lewa strona chłodnicy ciepła (nie gorąca), prawa - letnia.
Po ostudzeniu silnika (czekałem aż korek się skończy, przez co jak zombie dzisiaj wyglądam) i ruszeniu wszystko niby ok, wskazówka znowu na środku, całą drogę. Zatrzymałem się na stacji, po ruszeniu niespodzianka - brak wspomagania. Po drodze odstawiłem do mechanika żeby zerknął, po nocy nie chciałem już zaglądać, nawet narzędzi nie mam dostępnych chwilowo.
Ktoś ma jakieś sugestie, co mogło odmówić posłuszeństwa?
Własne przemyślenia:
- termostat tłumaczyłby długi czas zanim zaczyna się chłodzić ciecz
- zapchana chłodnica tłumaczyłaby chłodniejszą prawą stronę, ale też przez utrudniony przepływ płynu - chłodzenie w korku
- POMPA - ta teoria jest najbardziej krzywa w moim rozumowaniu, ale chyba najbardziej poprawna - na wolnych obrotach po prostu niedomaga (przytarta?), a podczas jazdy jednak wyższe te obroty to jeszcze jakieś ciśnienie w układzie mogła wytwarzać. Plus brak wspomagania po ruszeniu - pompa stała, pasek się ślizgał (lub coś takiego) i dlatego nie miałem wspomagania (?).
Sam nie wiem, co myśleć... ktoś ma jakieś teorie, podpowiedzi? Jutro prawdopodobnie podjadę do mechanika, więc chciałbym być bogatszy w jakąkolwiek wiedzę na ten temat, od czego mamy zacząć. Żeby nie rozbierać wszystkiego po kolei... ;)