Dzisiaj po wyjechaniu z garażu(na zimno) przejechałem około 400m i auto zgasło. Włączyłem awaryjne, kręcę rozr. a silnik nie odpala. Po kilku próbach wezwałem pomoc i wtoczyłem jakoś auto do garażu. Nie było żadnego szarpania, po prostu silnik zgasł. Pierwszy raz miałem taką sytuację. Zastanawiam się czy to nie czujnik położenia wałka? Pompę raczej wykluczam bo to stało się tak nagle.
W garażu jeszcze raz próbowałem kręcić i na ułamek sekundy jak by zaskoczył ale to wszystko.
Ktoś ma jakieś wskazówki.
PS - dodam jeszcze, że w przypływie dobrej woli, kupiłem od znajomej 40L benzyny ze wschodu żeby dać jej trochę zarobić i zalałem zbiornik przed feralną przejażdżką.