Syrena V8
Czas rozpocząć cykl wywiadów z właścicielami niezwykłych samochodów. Czy zastanawialiście się kiedyś, kim są ludzie, którzy przemierzają miasto w dziwacznych i egzotycznych samochodach? Jak powstają takie projekty i kto się za nimi kryje? Mam ogromną przyjemność przedstawić właściciela Syreny V8, Pana Tomasza Jezioreckiego ze Stęszewa koło Poznania. Dzięki jego pasji do polskiej motoryzacji dziś możemy podziwiać ten wyjątkowy egzemplarz. Poznajcie jego historię.
Przemysław Jędryczkowski: Dlaczego wybór padł na Syrenę? To czysty przypadek czy zawsze był Pan fanem tego auta?
Tomasz Jeziorecki: Dlaczego ona? To kultowy i w pełni polski samochód, którego wygląd do dziś wzbudza zainteresowanie młodych i starych użytkowników dróg. Czy jestem fanem tego autka? Jestem przede wszystkim fanem polskiej motoryzacji, która w dawnych czasach istniała i prężnie się rozwijała, a dzisiaj gdyby nie ja i paru innych “normalnych inaczej” ludków, nie byłoby po niej śladu.
P.J.: Czy od razu wpadł Pan na pomysł “połączenia” Syreny z Mercedesem, czy to był zbieg okoliczności?
T.J.: To już moja druga 105. Pierwsza miała zbudowaną od podstaw ramę, jednostka napędowa, układ zawieszenia i hamulce były od Fiata Seicento 900 (jednostka praktycznie bezawaryjna). Moc auta była zbliżona do oryginału, przyspieszenie także nie było rewelacyjne. Zmiana podzespołów na nowocześniejsze pozwoliła jednak na bezawaryjną jazdę. Autko użytkowałem 3 lata, także zimą (syrenka była w pełni ocynkowana), i jedyną czynnością oprócz lania paliwa była wymiana oleju. Zrobiłem nią około 30 tys. km. Przez te 3 lata auto było atrakcją na niejednym weselu. Jakieś 2 lata temu, w 2010 roku, wieczorem, przeglądając kanały telewizyjne, natrafiłem na film „Kochajmy syrenki”, w którym zobaczyłem pierwszą w historii Syrenę z naddatkiem mocy i jednostką Mercedesa. W zasadzie przez ten film zapragnąłem zmian. Początki były trudne. Trzeba było kupić całe mocne auto i nadwozie syrenki. Wiadomo, że silnika v8 nie kupuje ktoś, kto zamierza wolno jeździć autem, więc czekało mnie nie lada wyzwanie – przebrnąć przez rynek aut używanych i kupić jednostkę, która nie jest sprzedawana, bo bierze olej lub traci ciśnienie po rozgrzaniu. Udało się. Autko, które kupiłem, to Mercedes W210 E430 V8. Miał uszkodzone dwa boki, jednak mi to nie przeszkadzało. Nadwozie syrenki, które zdobyłem, stało w szopce 15 lat i przy okazji porządków właściciel chciał je wywieźć na złom. Dobrze, że miał obrotnego syna, który wystawił je na aukcję internetową. Tak stałem się właścicielem Mercedesa i Syrenki 105.
P.J.: Jak szacuje Pan osiągi tego samochodu w jego dzisiejszej konfiguracji?
T.J.: Auto waży około 1400 kg, masa jest rozłożona pomiędzy osiami niemal po połowie; przy mocy prawie 300 KM samochód na drodze ogranicza jedynie ogranicznik prędkości,
który Mercedes wyskalował na około 260 km/ h.
P.J.: To bardzo duża prędkość jak na takie auto. Jak samochód się prowadzi przy większych szybkościach i podczas zwyczajnej jazdy?
T.J.: Auto jest bardzo zrywne, na szczęście z pomocą przychodzi rozłączalny system ASR. Ogólnie prowadzi się dobrze, trzyma się drogi i przede wszystkim daje ogromną radość z jazdy.
P.J.: Domyślam się, że często jest Pan gościem na przeróżnych zlotach i imprezach motoryzacyjnych.
T.J.: I tu muszę Pana rozczarować – brakuje mi na to czasu. Zazdroszczę ludziom, którzy mogą wygospodarować czas na to, żeby wyjechać na parodniowy zlot i zapomnieć o codziennych problemach.
P.J.: Jakie wrażenie na ludziach robi to auto? Często jest Pan zaczepiany na ulicy?
T.J.: Gdy budowałem ten samochód, nie wiedziałem, że zrobi aż takie wrażenie. Interesują się nim osoby z każdego przedziału wiekowego. Młodszych ciekawi silnik, audio i lakier, a tych, którzy żyli w czasach świetności Syreny, zastanawia obniżony dach czy przedni grill. Czy jestem często zaczepiany? To troszkę niebezpieczne, ponieważ kierowcy zamiast skupiać się na jeździe, często wpatrują się w moje autko. Już wiele razy wynikały z tego niebezpieczne sytuacje.
P.J.: Często Pan nim jeździ czy jest to samochód tylko na wyjątkowe okazje?
T.J.: Autko jest w pełni ocynkowane, chrom porządnie położony, także mógłbym je eksploatować cały rok. Codzienna jazda raczej nie należałaby do zbyt przyjemnych, pewnie co chwilę denerwowałyby mnie nowe otarcia lakieru na parkingach czy odpryski na masce.
P.J.: Czy ta konstrukcja jest niezawodna?
T.J.: Syrenka została pozbawiona ramy, stała się nadwoziem samonośnym. Oczywiście wszystkie modyfikacje zostały poparte obliczeniami wytrzymałościowymi. Przełożenie samego silnika byłoby dość ryzykownym zabiegiem. Mercedes, produkując E430, zatrudniał sztab konstruktorów, którzy długo pracowali nad tym, żeby zgrać skrzynię, hamulce i układ jezdny z tak dużym silnikiem. Stwierdziłem, że nie ma sensu drugi raz robić czegoś, co zostało zrobione dobrze, i w dużej mierze bazowałem na seryjnych elementach zawieszenia i hamulców. Dzięki temu zabiegowi jestem przekonany, że auto będzie bezawaryjne, a części eksploatacyjne zakupię bez problemu w każdym sklepie motoryzacyjnym.
P.J.: Jaką najdalszą podróż odbył Pan tym samochodem?
T.J.: Dotychczas nie miałem wielkich rekordów, jednak latem planuję pojechać z moją wybranką nad polskie morze.
P.J.: Jakie jeszcze ciekawe podzespoły zainstalował Pan w tym aucie?
T.J.: Z zespołów poprawiających bezpieczeństwo zainstalowałem ASR, ABS i wspomaganie kierownicy. Chciałem założyć także układ ESP, jednak brak możliwości przeprogramowania rozstawu osi sprawił, że mógłby on być niebezpieczny. Po pierwszej przejażdżce i kontrolowanym poślizgu na zakręcie stwierdziłem, że to dobrze, że go nie ma. Ponieważ auto miało przede wszystkim dawać przyjemność z jazdy, prócz śpiewającej V8 nie mogło zabraknąć porządnego audio. Jednostka centralna firmy Pioneer z procesorem dźwięku, 6-głośnikowy system DLS oraz stare dobre wzmacniacze JBL (jeszcze te, na których jest napisane „made in USA”) zadowolą niejednego audiofila.
P.J.: Jakie są Pańskie plany rozwoju projektu? Czy jest on już zamknięty i nic nie będzie zmieniane?
T.J.: W przyszłości chciałbym założyć podtlenek azotu (tak na wszelki wypadek) i system gaszenia opon tylnych (tak mi się to kiedyś przyśniło, po co biegać z gaśnicami – lepiej wcisnąć guziczek). Myślę, że to drugie zrealizuję szybciej.
P.J.: Serwisuje je Pan osobiście? Podejrzewam, że tak, bo pewnie w żadnym warsztacie nie poradziliby sobie z takim autem.
T.J.: Tak, oczywiście. Zawsze sobie powtarzam, że auto to nie jest jakaś skomplikowana technologia z NASA i nie ma się czego bać. Serwis sprawia mi przyjemność.
P.J.: Nie korci Pana, żeby zrealizować nowy projekt? A może już Pan to zrobił i w Pańskim garażu stoją podobne cuda jak ta Syrena?
T.J.: Teraz muszę troszkę odpocząć, ponieważ były to 2 lata wyjęte z życiorysu. Musiałem pogodzić pracę z hobby i to często kończyło się zarwanymi nockami. Zdradzę tylko, że mój tata, zainspirowany osiągami mojej syrenki V8, przygotowuje Trajkę właśnie z tym silnikiem. Temat też bardzo ciekawy, motocykl będzie ważył około 600 kg, co daje ciekawe proporcje masy do mocy. Zamierzam pomóc mu w tym projekcie. Chodzi mi też po głowie zrobienie nowoczesnej, garbatej Warszawy i Fiata 125p typowo do driftu. Ale to już odległe plany.
Bardzo dziękuję Panu Tomkowi nie tylko za opowieść o tym wyjątkowym projekcie, ale także za to, że w ogóle go zrealizował. Niełatwo jest poświęcić tyle czasu i energii dla takiego auta. Jednak dzięki temu możemy dzisiaj nacieszyć nim oko. Osobiście trzymam kciuki za realizację wszystkich pomysłów Pana Tomka, a nam wszystkim życzę, aby w naszym kraju było jak najwięcej pasjonatów budujących takie maszyny.
"Źródło"
Bonus
Syrena z silnikiem porsche