Jak już zainwestowałem... kuźwa chyba we wszystko ;p łącznie z nowym uszczelniaczem skrzyni, odmą, separatorem, wtryskami, listwą, filtrami, olejami, sterowaniem skrzyni, zawieszeniem, uszczelkami pod głowicami i tam sramtamtam (drogo i jestem zły ;P) to wydawać by się mogło niby wszystko już ok... a tu niespodzianka.

Ja mu w gaz... a on nie jedzie... normalnie nie wiem jak to opisać, tak jak gdybym jechał na półsprzęgle w manualu albo jak by mi zabrali 4 cylindry... albo jak by się sprzęgło ślizgało - po prostu obroty rosną tak zastraszająco wolno... a auto tak powolutku przyspiesza, że niby 218 koni... a kaszelem mnie na światłach można wziąć o 3 długości (7er nie kaszela) przy ruszaniu.

Stanę... ruszę... ok, cacy, jak gdyby nigdy nic !!! za chwilę... znowu muł... normalnie jak spod świateł ruszam to niedługo zaczną na mnie trąbić chyba ;p Po przekroczeniu 2 tys obrotów dopiero się wkręca i jak wściekła jedzie do przodu (?!?!?!)

Komputer nie pokazuje błędów ŻADNYCH.

Dodatkowo pojawiło się (też okresowo) takie coś jak szarpanie przy wrzucaniu D - takie łup... jak by sam gazu dodawał i tylko hamulec go powstrzymywał przed ruszaniem do przodu.

Jeszcze jak by tego było mało... to mi dentysta powiedział, że mam górną 7 do wyrwania, więc już w ogóle jestem wniebowzięty i wkurzony na maxa, bo nie dość, że mi czaszkę rozsadza i zapalenie okostnej... to dodatkowo gdziekolwiek się przemieścić tym wywłokiem to mnie normalnie krew zalewa już tak totalnie ;p