Witam.
Chciałbym trochę z Wami podyskutować. Temat jest taki - co sądzicie o rozgrzewaniu zimnego silnika na postoju w mroźne poranki? Kiedyś panował taki trend, że przy wysokim mrozie trzeba zawsze odpalić auto parę minut wcześniej i np w tym czasie poskrobać szyby, a silnik niech sobie powoli łapie temperaturę. Teraz za to jest taki trend - absolutnie nie wolno tego robić bo to szkodzi silnikowi. Jak się domyślam, chodzi też o emisję spalin i ekoterroryzm (po co auto ma kopcić 5 minut na postoju i później 10 minut w drodze do pracy, skoro może kopcić tylko te 10minut?) :)

No i teraz zastanawia mnie jedno - jak się sprawa ma w poczciwych silnikach m30 i m60? Ja zauważyłem, że jeśli odpalę auto w garażu po otwarciu drzwi i np w tym czasie pójdę nakarmić i napoić psa, co zajmuje około 5 minut, to w drodze do pracy silnik nagrzeje mi się po około 1,5 KM. Jeśli tego nie zrobię, to do pełnego nagrzania potrzeba mi około 4KM. Nie liczyłem tego, ale na podstawie samych wskazań ekonomizera to gdy ruszę zimnym autem to przez pierwszy kilometr na 3 biegu z prędkością 50km/h wskazówka nie spada poniżej 20l/100. Jeśli jednak rozgrzeje auto na postoju, to po 100 metrach za bramą, przy prędkości również 50km/h i trzecim biegu ekonomizer pokazuje 12l/100km.

Ja byłbym skłonny powiedzieć, że warto jest przy ujemnej temperaturze poświęcić te 5 minut na grzanie. Rano i tak mam kilka rzeczy do zrobienia przed wyjazdem, więc nie stoję i nie czekam, aż auto się nagrzeje, więc jakby nie tracę czasu.

Kto się ze mną zgadza? A kto się nie zgadza i dlaczego? Czy to szkodzi silnikowi? Jeśli tak, to w jaki sposób? Zapraszam do dyskusji