Taka argumentacja ma sens. O "bąku" to wiedziałem przy demontażu klapek, choć i one nie sprawią, że go unikniemy. Fakt jednak, że będzie on w jakiś sposób zredukowany, co z pewnością wpłynie na żywotność DPF. Po prostu dieslem nie można "kopać" i to niezależnie, czy ma się klapki, dpf, czy nie. Chura syfu szkodzi również zmiennej geometrii turbiny (zachodzi syfem, który zacina łopatki, albo łopatki tak ciężko chodzą, że dochodzi do uszkodzenia nastawnika - szczególnie jak jest ten z membraną, a nie elektroniczny), w przypadku, gdy nie przeganiamy auta co jakiś czas. Nie wspomnę, że te ponad pół tysiąca Nm przy niskich prędkościach obrotowych odpowiednio zużywa przeniesienie napędu.
Z tym gaszeniem silnika, to faktycznie czuć nieco większe wibracje przy gaszeniu. Bardziej jednak odczuwają Ci, co nie mają przepustnicy. Tam motor fest skakał przy wyłączaniu.
Różnicy w mocy specjalnie nie czujemy, bo automat o to dba. Ja zrobiłem test na poszczególnych manualnie włączonych przełożeniach po wyciągnięciu klap i ja różnicę odczuwam na niekorzyść (choć nie jest to jakiś efekt mocno zauważalnego zamulenia), ale auto nie służy mi do wyścigów, manualnego trybu nie używam, bo szybkość jego działania to jakieś nieporozumienie, więc trochę gorsza charakterystyka mi nie przeszkadza, bo de facto automat pilnuje, żeby jej nie odczuwał. Moc wykorzystuję tylko na autostradzie i przy wyprzedzaniu, a wtedy klapy chyba nie mają aż takiego znaczenia. Na co dzień jeżdżę bardzo spokojnie.
Z pewnością są one istotne i bez znaczącej przyczyny nie zalegają w silniku. Nawet jeśli jest to ekologia, to ma ona bezpośrdni wpływ na awaryjność DPF. Temat podobny, jak sens usuwania dwumasy w autach z manualem, czy DSG.